{Remember those walls I build
Well baby they tumbling down}
Przez ostatnie dwa miesiące przywykła do odwiedzin dwumetrowca u siebie o dość dziwnych porach. Nie przeszkadzało jej to, że ustawia za wysoki poziom głośności, gdy ogląda mecz. To, że wyjada jej ulubione ciastka lub to, że częściej zasypia u niej niż u siebie, chociaż mieszka piętro niżej. Po jakimś czasie odnalazła w tym coś nieporadnego i uroczego. Więc, gdy pewnego dnia nie dawał znaku życia przez cały dzień zaniepokoiła się i już stała pod jego drzwiami. Jednak kiedy usłyszała kobiecy, podminowany głos opuściła rękę i wróciła do siebie. Przecież on ma swoje życie, a skoro on je ma to dlaczego ona miałaby go nie mieć? Spojrzała w lustro na swoje odbicie. Czarne spodnie dresowe, biała bokserka, kremowy sweter i niechlujnie związane w kok włosy. Co się z nią stało przez te dwa miesiące, że z kobiet, którą mianowano najlepiej ubierającą się pisarką stała się starą panną i kanapowcem?
Kiedy wyszła z łazienki z ręcznikiem na głowie, ubrana w krótkie spodenki i bluzkę z długim rękawem, ostatnim czego się spodziewała był dzwonek do drzwi. W końcu była prawie dwunasta w nocy, więc kto mógł o tej porze zorganizować odwiedziny? Naszła ją tylko jedna odpowiedź, która jednak okazała się mylna.
- Mamo? Tato? A co wy robicie w Rzeszowie? - Zdziwiona spojrzała na dwójkę stojącą za jej drzwiami i wpuściła ich do środka, zamykając drzwi na zamki. - Sądziłam, że to ja mam przyjechać na święta do Częstochowy, ale to dopiero za miesiąc.
- A czy nie możemy odwiedzić naszej córeczki tak bez powodu? - Maks uśmiechnął się i rozłożył ręce.
- Bez powodu? - mruknęła cicho i spojrzała na matkę, która właśnie uderzyła się dłonią w czoło. - Mhm. Jak nic Ci uwierzę.
- Jest za bardzo przebiegła - jęknął i usiadł na kanapie, krzyżując ręce. W tym momencie jej ojciec przypominał jej naburmuszonego pięciolatka, a nie czterdziestopięcioletniego reżysera.
- Tato... Co się dzieje?
- No bo tak. Dzwonił do mnie Stevie i zaproponował mi współpracę...
- Spielberg Cię kiedyś zabije jak nie przestaniesz tak na niego mówić - wtrąciła z uśmiechem Florence.
- Ale jest warunek, że ma to być ekranizacja jednej z najpopularniejszych książek.
Zamyśliła się na chwilę i przechyliła głowę w prawo. To nie był pierwszy raz kiedy jej ojciec i Steven pracują razem, ale pierwszy kiedy pojawiła się jakaś ekranizacja.
- I w czy jest problem?
- Ekranizacja, którą chciałby wyreżyserować Steve nie jest wykupiona. Jest to na razie tylko książka - powiedział niemrawo, patrząc na nią znacząco, a następnie na półkę z książkami.
Zdziwiona podążyła za jego wzrokiem i zaczęła szukać punktu zaczepienia, na którym mógł się skupić Maks. Czytała kolejne tytuły, kiedy natrafiła na jeden wyróżniający się spośród wszystkich. Jedyna książka, którą skończyła pisać niedawno. Westchnęła cicho i spojrzała na ojca, który uśmiechał się do niej niepewnie. Wiedział, że córka nie jest przyzwyczajona do oglądania ekranizacji swoich książek w kinach i telewizji, ale każdy musi się kiedyś przełamać.
- Chcecie Więźnia Labiryntu*, prawda? - zapytała, choć znała już odpowiedź.
- Wiesz, że to będzie dopiero ósma książka, która wejdzie do kin. Przyzwyczaisz się do takiego stanu rzeczy słonko. - Florence usiadła obok niej i objęła córkę ramieniem, całując ją w blond włosy.
- Wiem, ale to nadal jest dziwne - westchnęła cicho.
- No. To skoro wszystko załatwione to pozwolisz, że pojedziemy do hotelu. Mamy już jutro samolot powrotny.
- Jasne. - Uśmiechnęła się nike i otworzyła drzwi, prawie wpadając na osobę, która za nimi stała.
Zmierzyła go spojrzeniem od czarnych włosów po granatowe NIKE i zacisnęła usta. Powiedziała bezgłośnie by zaraz wrócił i odetchnęła z ulgą, kiedy zniknął za rogiem zanim jej rodzice wyszli. Pożegnała się jeszcze i zamknęła drzwi, ale nie na zamki. Usadowiła się w salonie przed telewizorem i skrzyżowała nogi w kolanach czekając.
- Kto to był? - zapytał siadając obok.
- Moi rodzice.
- Okej. Bells co jest? Masz minę jakbyś chciała się pociąć powietrzem.
Spojrzała w jego kierunku i uniosła wymownie brwi. Uśmiech, który do tej pory widniał na jego twarzy zgasł natychmiast i zastąpiła go podejrzliwość. Przez kolejne siedem minut wnikliwie przyglądał się blondynce, starając się wydedukować co mogło wprowadzić ją w tak zły nastrój, ale nie mógł niczego wymyślić.
- Chodzi o rodziców? Myślałem, że masz z nimi dobry kontakt.
- Nie o nich.
- Praca? Dzwonili z Londynu i coś nie tak? A właściwie czym ty się zajmujesz?
- Nie z pracy i mówiłam już: piszę.
- To o co do cholery chodzi?! - krzyknął, nie mogąc już nad sobą zapanować.
Poważnie zdenerwowany i zaniepokojony zerwał się z kanapy i stanął nad nią. Spojrzał w rozeźlone niebieskie oczy, które ciskały teraz piorunami w jego osobę i poczuł się jeszcze bardziej zagubiony. Czyżby była zła na niego? Ale co on mógł jej zrobić?
- Naprawdę się nie domyślasz?! Jesteś jeszcze większym kretynem niż sądziłam. A myślałam, że ty jesteś inny, że cokolwiek widzisz, ale najwidoczniej się myliłam - syknęła, podrywając się z miejsca. Podeszła do okna i oparła dłonie o parapet.
Stał zamurowany przed kanapą i wpatrywał się w ścianę. Musiał coś zrobić lub powiedzieć co ją uraziło, ale co takiego? Przecież jeszcze wczoraj wieczorem było dobrze, a dzisiaj wszystko się posypało niczym domek z kart. Potrząsnął głową i cicho wycofał się do holu, a następnie wyszedł z mieszkania.
Poprawiła apaszkę, którą rano zdążyła zabrać z wieszaka i otuliła się szczelniej beżowym płaszczem. Była połowa listopada, a śniegu ani śladu, za to pojawiła się typowa polska jesień: wiatr 120 km/h, liście na chodnikach i ulicach i mrożący krew deszcz, który padał jak mu się podobało. Może dlatego cały zeszły tydzień spędziła w domu faszerując się wszelkimi witaminami i lekami na odporność. Ale każdy kiedyś musi wyjść z domu, prawda?
Była piętnaście minut przed czasem w kawiarence, w której umówiła się z Olą Nowakowską. Poznały się całkiem przypadkiem, kiedy to pomyliła piętra i zamiast do Drzyzgi zapukała w drzwi Matejczuk. Okazało się, że mają sporo wspólnych zainteresowań, więc spotykały się od czasu do czasu, a niekiedy nawet w większym gronie by porozmawiać, poplotkować lub pośmiać się.
Kiedy tylko kelner oddalił się z zamówieniem do kawiarni wpadła jak burza Ola z rozwianymi przez wiatr włosami, w cielistych spodniach, wysokich kozakach i czerwonym płaszczu. Opadła na fotel naprzeciwko Izy i próbowała unormować oddech.
- Przepraszam Cię, ale biegłam. Myślałam, że mi głowę urwie taki wiatr.
- Nie tylko tobie. Mówili może kiedy to ma przejść?
- Podobno miało w zeszłym tygodniu, ale wiesz... Jak to Igła mówi: "Halny zawieje i głowy powieje!".
Kiedy tylko dostarczono im napoje zaczęły rozmowę o błahych sprawach. Jednak ciekawość Oli zwyciężyła nad jej moralnością i wypaliła pytanie, które wprawiło Francuzkę w zdziwienie:
- A co z tobą i Fabianem?
Odstawiła swój kubek i spojrzała na nią ze zdziwieniem. Czyży zauważyli co się działo między dwójką sąsiadów? Co prawda Fabian kilkukrotnie próbował ją przeprosić/dowiedzieć się o co jest zła, ale ona zawsze odsyłała go z kwitkiem, nie mówiąc nic. Schowała dłonie we włosy i oparła łokcie o stolik.
- Sama nie wiem. Ostatnio zachowuje się jak jakaś wariatka i nie wiem czym to jest spowodowane. Jestem na niego zła i wrzeszczę bez powodu, a on nie wie dlaczego. Ja sama nawet tego nie wiem - jęknęła z rozpaczy, kiedy uświadomiła sobie, że straciła przyjaźń przez emocje.
- Ale... Naprawdę? Nie zrobił nic co by Cię zdenerwowało, a ty jesteś zła jak osa? - zdziwiła się Ola i ściągnęła brwi. Coś jej nie pasowało.
- No właśnie nie. Jestem taka od czasu wizyty rodziców, ale nic złego się nie stało później, ani wcześniej. Po wizycie zaczęłam go o coś obwiniać, a przed nie widziałam go cały dzień. Wiem, że zeszłam na dół i chciałam sprawdzić czy wszystko w porządku, ale usłyszałam jakąś kobietę i się wróciłam.
W tamtym momencie Nowakowska miała ochotę pisnąć z uciechy na całą kawiarnię. Ostatecznie powstrzymała się od tego i zacisnęła wargi, nie chcąc nic wtrącić. Miała jednak nadzieję, że blondynka sama dojdzie do tego dlaczego zachowuje się w ten sposób.
Oj będzie musiała porozmawiać z rozgrywającym. A przy okazji z kilkoma innymi osobami również.