niedziela, 21 września 2014

ROZDZIAŁ 1

{Remember those walls I build
Well baby they tumbling down}


     Przez ostatnie dwa miesiące przywykła do odwiedzin dwumetrowca u siebie o dość dziwnych porach. Nie przeszkadzało jej to, że ustawia za wysoki poziom głośności, gdy ogląda mecz. To, że wyjada jej ulubione ciastka lub to, że częściej zasypia u niej niż u siebie, chociaż mieszka piętro niżej. Po jakimś czasie odnalazła w tym coś nieporadnego i uroczego. Więc, gdy pewnego dnia nie dawał znaku życia przez cały dzień zaniepokoiła się i już stała pod jego drzwiami. Jednak kiedy usłyszała kobiecy, podminowany głos opuściła rękę i wróciła do siebie. Przecież on ma swoje życie, a skoro on je ma to dlaczego ona miałaby go nie mieć? Spojrzała w lustro na swoje odbicie. Czarne spodnie dresowe, biała bokserka, kremowy sweter i niechlujnie związane w kok włosy. Co się z nią stało przez te dwa miesiące, że z kobiet, którą mianowano najlepiej ubierającą się pisarką stała się starą panną i kanapowcem?
     Kiedy wyszła z łazienki z ręcznikiem na głowie, ubrana w krótkie spodenki i bluzkę z długim rękawem, ostatnim czego się spodziewała był dzwonek do drzwi. W końcu była prawie dwunasta w nocy, więc kto mógł o tej porze zorganizować odwiedziny? Naszła ją tylko jedna odpowiedź, która jednak okazała się mylna.
 - Mamo? Tato? A co wy robicie w Rzeszowie? - Zdziwiona spojrzała na dwójkę stojącą za jej drzwiami i wpuściła ich do środka, zamykając drzwi na zamki. - Sądziłam, że to ja mam przyjechać na święta do Częstochowy, ale to dopiero za miesiąc.
 - A czy nie możemy odwiedzić naszej córeczki tak bez powodu? - Maks uśmiechnął się i rozłożył ręce. 
 - Bez powodu? - mruknęła cicho i spojrzała na matkę, która właśnie uderzyła się dłonią w czoło. - Mhm. Jak nic Ci uwierzę.
 - Jest za bardzo przebiegła - jęknął i usiadł na kanapie, krzyżując ręce. W tym momencie jej ojciec przypominał jej naburmuszonego pięciolatka, a nie czterdziestopięcioletniego reżysera. 
 - Tato... Co się dzieje?
 - No bo tak. Dzwonił do mnie Stevie i zaproponował mi współpracę...
 - Spielberg Cię kiedyś zabije jak nie przestaniesz tak na niego mówić - wtrąciła z uśmiechem Florence.
 - Ale jest warunek, że ma to być ekranizacja jednej z najpopularniejszych książek.
     Zamyśliła się na chwilę i przechyliła głowę w prawo. To nie był pierwszy raz kiedy jej ojciec i Steven pracują razem, ale pierwszy kiedy pojawiła się jakaś ekranizacja.
 - I w czy jest problem?
 - Ekranizacja, którą chciałby wyreżyserować Steve nie jest wykupiona. Jest to na razie tylko książka - powiedział niemrawo, patrząc na nią znacząco, a następnie na półkę z książkami.
     Zdziwiona podążyła za jego wzrokiem i zaczęła szukać punktu zaczepienia, na którym mógł się skupić Maks. Czytała kolejne tytuły, kiedy natrafiła na jeden wyróżniający się spośród wszystkich. Jedyna książka, którą skończyła pisać niedawno. Westchnęła cicho i spojrzała na ojca, który uśmiechał się do niej niepewnie. Wiedział, że córka nie jest przyzwyczajona do oglądania ekranizacji swoich książek w kinach i telewizji, ale każdy musi się kiedyś przełamać.
 - Chcecie Więźnia Labiryntu*, prawda? - zapytała, choć znała już odpowiedź.
 - Wiesz, że to będzie dopiero ósma książka, która wejdzie do kin. Przyzwyczaisz się do takiego stanu rzeczy słonko. - Florence usiadła obok niej i objęła córkę ramieniem, całując ją w blond włosy.
 - Wiem, ale to nadal jest dziwne - westchnęła cicho.
 - No. To skoro wszystko załatwione to pozwolisz, że pojedziemy do hotelu. Mamy już jutro samolot powrotny.
 - Jasne. - Uśmiechnęła się nike i otworzyła drzwi, prawie wpadając na osobę, która za nimi stała.
     Zmierzyła go spojrzeniem od czarnych włosów po granatowe NIKE i zacisnęła usta. Powiedziała bezgłośnie by zaraz wrócił i odetchnęła z ulgą, kiedy zniknął za rogiem zanim jej rodzice wyszli. Pożegnała się jeszcze i zamknęła drzwi, ale nie na zamki. Usadowiła się w salonie przed telewizorem i skrzyżowała nogi w kolanach czekając.
 - Kto to był? - zapytał siadając obok.
 - Moi rodzice. 
 - Okej. Bells co jest? Masz minę jakbyś chciała się pociąć powietrzem.
     Spojrzała w jego kierunku i uniosła wymownie brwi. Uśmiech, który do tej pory widniał na jego twarzy zgasł natychmiast i zastąpiła go podejrzliwość. Przez kolejne siedem minut wnikliwie przyglądał się blondynce, starając się wydedukować co mogło wprowadzić ją w tak zły nastrój, ale nie mógł niczego wymyślić.
 - Chodzi o rodziców? Myślałem, że masz z nimi dobry kontakt.
 - Nie o nich.
 - Praca? Dzwonili z Londynu i coś nie tak? A właściwie czym ty się zajmujesz?
 - Nie z pracy i mówiłam już: piszę.
 - To o co do cholery chodzi?! - krzyknął, nie mogąc już nad sobą zapanować.
     Poważnie zdenerwowany i zaniepokojony zerwał się z kanapy i stanął nad nią. Spojrzał w rozeźlone niebieskie oczy, które ciskały teraz piorunami w jego osobę i poczuł się jeszcze bardziej zagubiony. Czyżby była zła na niego? Ale co on mógł jej zrobić?
 - Naprawdę się nie domyślasz?! Jesteś jeszcze większym kretynem niż sądziłam. A myślałam, że ty jesteś inny, że cokolwiek widzisz, ale najwidoczniej się myliłam - syknęła, podrywając się z miejsca. Podeszła do okna i oparła dłonie o parapet.
     Stał zamurowany przed kanapą i wpatrywał się w ścianę. Musiał coś zrobić lub powiedzieć co ją uraziło, ale co takiego? Przecież jeszcze wczoraj wieczorem było dobrze, a dzisiaj wszystko się posypało niczym domek z kart. Potrząsnął głową i cicho wycofał się do holu, a następnie wyszedł z mieszkania. 


     Poprawiła apaszkę, którą rano zdążyła zabrać z wieszaka i otuliła się szczelniej beżowym płaszczem. Była połowa listopada, a śniegu ani śladu, za to pojawiła się typowa polska jesień: wiatr 120 km/h, liście na chodnikach i ulicach i mrożący krew deszcz, który padał jak mu się podobało. Może dlatego cały zeszły tydzień spędziła w domu faszerując się wszelkimi witaminami i lekami na odporność. Ale każdy kiedyś musi wyjść z domu, prawda? 
     Była piętnaście minut przed czasem w kawiarence, w której umówiła się z Olą Nowakowską. Poznały się całkiem przypadkiem, kiedy to pomyliła piętra i zamiast do Drzyzgi zapukała w drzwi Matejczuk. Okazało się, że mają sporo wspólnych zainteresowań, więc spotykały się od czasu do czasu, a niekiedy nawet w większym gronie by porozmawiać, poplotkować lub pośmiać się. 
     Kiedy tylko kelner oddalił się z zamówieniem do kawiarni wpadła jak burza Ola z rozwianymi przez wiatr włosami, w cielistych spodniach, wysokich kozakach i czerwonym płaszczu. Opadła na fotel naprzeciwko Izy i próbowała unormować oddech.
 - Przepraszam Cię, ale biegłam. Myślałam, że mi głowę urwie taki wiatr.
 - Nie tylko tobie. Mówili może kiedy to ma przejść?
 - Podobno miało w zeszłym tygodniu, ale wiesz... Jak to Igła mówi: "Halny zawieje i głowy powieje!".
     Kiedy tylko dostarczono im napoje zaczęły rozmowę o błahych sprawach. Jednak ciekawość Oli zwyciężyła nad jej moralnością i wypaliła pytanie, które wprawiło Francuzkę w zdziwienie:
 - A co z tobą i Fabianem?
     Odstawiła swój kubek i spojrzała na nią ze zdziwieniem. Czyży zauważyli co się działo między dwójką sąsiadów? Co prawda Fabian kilkukrotnie próbował ją przeprosić/dowiedzieć się o co jest zła, ale ona zawsze odsyłała go z kwitkiem, nie mówiąc nic. Schowała dłonie we włosy i oparła łokcie o stolik.
 - Sama nie wiem. Ostatnio zachowuje się jak jakaś wariatka i nie wiem czym to jest spowodowane. Jestem na niego zła i wrzeszczę bez powodu, a on nie wie dlaczego. Ja sama nawet tego nie wiem - jęknęła z rozpaczy, kiedy uświadomiła sobie, że straciła przyjaźń przez emocje. 
 - Ale... Naprawdę? Nie zrobił nic co by Cię zdenerwowało, a ty jesteś zła jak osa? - zdziwiła się Ola i ściągnęła brwi. Coś jej nie pasowało.
 - No właśnie nie. Jestem taka od czasu wizyty rodziców, ale nic złego się nie stało później, ani wcześniej. Po wizycie zaczęłam go o coś obwiniać, a przed nie widziałam go cały dzień. Wiem, że zeszłam na dół i chciałam sprawdzić czy wszystko w porządku, ale usłyszałam jakąś kobietę i się wróciłam.
     W tamtym momencie Nowakowska miała ochotę pisnąć z uciechy na całą kawiarnię. Ostatecznie powstrzymała się od tego i zacisnęła wargi, nie chcąc nic wtrącić. Miała jednak nadzieję, że blondynka sama dojdzie do tego dlaczego zachowuje się w ten sposób.
     Oj będzie musiała porozmawiać z rozgrywającym. A przy okazji z kilkoma innymi osobami również.



piątek, 23 maja 2014

Prolog

{I need to know what do you like}



     Roześmiana wpadła do swojej kamienicy i skinieniem głowy powitała recepcjonistę - Piotra - który pokręcił ze śmiechem głową i zaczytał się w swojej lekturze, którą była lokalna gazeta. Strzepnęła kilka kropel deszczu z długich blond włosów i przeczesała je dłonią, odrzucając sporą ich część do tyłu. Rozpięła guziki fioletowego płaszcza i skierowała się do windy. Kątem oka dostrzegła, że pogoda zaczęła się pogarszać i dziękowała w duchu, że zdążyła dostać się do budynku przed prawdziwym urwaniem chmury.
 - Proszę zatrzymać windę! - krzyk z holu lekko ją wystraszył, ale włożyła rękę między drzwi, które przestały się zamykać i ponownie otworzyły. - Dzięki. Życie mi ratujesz, bo po treningu nie mam na nic siły.
Uśmiechnęła się lekko i podniosła głowę, napotykając zielone oczy, które z lekkim zmęczeniem i zainteresowaniem ją obserwowały.
 - Jestem Izabella. Wprowadziłam się niedawno pod 235.
 - Fabian. 135. Mieszkasz piętro wyżej... To na ciebie narzekała pani Dąbka. Blondynka z chomikiem.
 - Cóż. Już jestem znana. Jak tu się nie cieszyć? - Roześmiała się wesoło i zabrała pasmo włosów z twarzy. - Ej. Nie miej miny jakbym miała Cię skazać na dożywocie, trzeba się cieszyć!
 - Skąd masz tyle energii?
 - Bo nie widzę żadnego powodu, by się smucić. Żyję, jestem zdrowa, mam rodzinę i przyjaciół, a na dodatek robię to co kocham. Dlaczego mam być zła? Bo pada deszcz? Bo zmęczenie daje mi się we znaki? Deszcz dla wielu oznacza życie, nie ma suszy. Zmęczenie? Czuję je tylko, gdy moje mięśnie się napracowały, a to znaczy, że jestem sprawna. 
Drzyzga uniósł kąciki ust i uniósł na chwilę brwi, zamyślając się na chwilę nad słowami które właśnie usłyszał od tej drobnej blondynki, którą dopiero co poznał. Wydawała się być coraz bardziej intrygująca. Lśniące, blond włosy w nieładzie, duże niebieskie oczy, które z zainteresowaniem spoglądały na niego, zarumienione policzki i czerwone usta, które posyłały mu uśmiech. Zafascynowała go, to prawda.
 - Więc dlaczego uciekłaś do środka? Mówisz, że kochasz deszcz, a rozkładasz parasolkę, gdy zaczyna padać. Mówisz, że kochasz słońce, a chowasz się w cieniu, gdy zaczyna świecić. Mówisz, że kochasz wiatr, a zamykasz okno, gdy zaczyna wiać. Właśnie dlatego boję się, kiedy mówisz, że mnie kochasz.*
Zamrugała ze zdziwienia i rozchyliła lekko usta, odwracając wzrok. Przyjeżdżając do rodzinnego miasta swojego ojca nie sądziła, że już na początku spotka kogoś interesującego lub przeżyje jakąś przygodę. A tu niespodzianka! Już trzeciego dnie spotyka sąsiada sportowca, który zna literaturę. Zacisnęła lekko usta i zmrużyła uroczo oczy przekręcając głowę w lewo.
 - Więc dlaczego nic nie mówisz, gdy pytam o rzeczy banalne? Dlaczego uciekasz wzrokiem, gdy proszę o prawdę? Udajesz przed samym sobą, że jesteś silny. A tak naprawdę stajesz się bezsilny.**
Zdziwiony uniósł brwi i cofnął się o krok, lustrując jej twarz wzrokiem. Jej włosy już nieco wyschły, a oczy mieniły się niczym lampki choinkowe. Rozchylone usta odsłaniały białe zęby zaciśnięte lekko na języku.
 - Cóż. Tego nie znam.
 - Nie powinieneś. Właśnie to wymyśliłam - szepnęła konspiracyjnie i wyślizgnęła się z windy.
Nawet nie zauważył, że pojechał o jedno piętro za wysoko. Ta kobieta skupiała całą jego uwagę na swojej osobie i nie mógł tego powstrzymać. Co więcej, on nie chciał tego powstrzymywać. Zmęczenie i nostalgia, która dopadła go po skończonym treningu wyparowała, a po wejściu do swojego mieszkania, od razu wziął się do sprzątania. Od dość dawna nie mógł znaleźć w nim wielu rzeczy, które po posprzątaniu leżały w odpowiednich miejscach.
     Opadł na brązowy fotel i zaczął oglądać powtórkę meczu tenisa Djoković-Nadal. Oparł stopy o stolik do kawy i skrzyżował ramiona, zagłębiając się w meczu, który wciągnął go do końca. Wyrwany z transu, usłyszał, że ktoś puka do jego drzwi. Ściszył telewizor i podniósł się z fotela. Z lekkim znużeniem powłóczył nogami do drzwi i otworzył nawet nie patrząc w wizjer.
 - O proszę. Jeszcze nie utonął w mieszkaniowym wysypisku! - Otworzył szerzej oczy na widok Ignaczaka, Lotmana, Kosoka, Nowakowskiego i trzech kobiet, którymi była Iwona Ignaczak, Ola Nowakowska i Weronika Żabik. - Przybyliśmy by pomóc w sprzątaniu tego... A gdzie ten bajzel, który tu powinien być?
Drzyzga wywrócił oczami i oparł się o framugę, patrząc jak jego goście rozglądają się podejrzliwie po salonie. Pani Ignaczak uśmiechnęła się w jego stronę i pokręciła sobie palcem koło głowy, wskazując po kryjomu na swojego męża, który podnosił poduszki z kanapy.
 - Igła daj sobie spokój. Widocznie młody to nie ty, nie ma istnego domu towarzyskiego w mieszkaniu, tak jak ty będąc kawalerem.
 - To oznacza tylko jedno... - Libero wymierzył palec w rozgrywającego i zmrużył oczy, a zaraz uśmiechnął się złośliwie. - Młody poznał dziewczynę! Nic tak nie zmienia jak baba!
 - Ignaczak, bo zaraz baba Ci zmieni coś co bardzo kochasz - warknęła brunetka. Fabian wywrócił oczami i skierował się do kuchni, krzycząc po drodze z zapytaniem o napoje. - Mi możesz kawę z mlekiem!
 - Herbatę malinową!
 - Mi też herbatkę, ale z rumem!
 - To co Igła. 
 - Mhm!
 - Debile. Dla mnie czarna.
     Piętro wyżej, pewna blondynka siedziała przy swoim biurku ustawionym przy oknie i spoglądała na płynące po szkle krople deszczu, tym samym ignorując starszą blondynkę na ekranie swojego laptopa.
 - Izabello Hanno Matejczuk! Ty mnie nie słuchasz!
 - Przepraszam mamo. - Uśmiechnęła się przepraszająco i pokręciła głową. - Pada na dworze i...
 - Ow... To może ja nie przeszkadzam, bo widzę, że Cię korci by coś napisać. Powodzenia słonko.
Pomachała do kamerki i rozłączyła się, odeszła od komputera i usiadła na parapecie, opierając głowę o ścianę.
 - I'm only human and I will be when I fall down... Eh... Nie ma co się oszukiwać Izka. Masz co chciałaś, nawet tutaj nie uciekniesz przed książkami.
Zsunęła się z parapetu i przeszła do kuchni. Otworzyła szafkę i wyciągnęła z niej pudełko ciasteczek bezowo-czekoladowych, kruche ciasteczka z gorzką czekoladą i ptasie mleczko. Obładowana łakociami rozgościła się w salonie i kręciła się w kółko ze ściągniętymi brwiami, zastanawiając się czego zapomniała. Otworzyła usta, a wtedy ktoś zaczął pukać do drzwi. Zamknęła oczy i skierowała się do korytarza. Otworzyła drzwi i uśmiechnęła się widząc sąsiada z dołu.
 - Chyba czytasz mi w myślach - powiedziała zerkając na ciemnoniebieską butelkę w jego dłoni.
 - No wiesz. Trzeba jakoś przywitać nową sąsiadkę.
 - To mam nadzieję, że lubisz Star Treka, bo właśnie miałam oglądać.
 - A masz drugą część?
 - Oczywiście. Zapraszam. - Otworzyła szerzej drzwi i wpuściła go do środka, zamykając je na zamki. Owszem budynek był chroniony, ale lepiej być ostrożnym. 

* Cytat Williama Szekspira
** Cytat wymyślony przeze mnie :)

Szablon zawdzięczam

Obserwatorzy

Shalis dla Wioska Szablonów
© MetinDemiralay.